„Wie pani, to jest jak jazda kolejką górską, tylko bez pasów bezpieczeństwa.”
Tak opisała mi kiedyś swoje życie osoba z chorobą afektywną dwubiegunową.
I ja wiem, że to trafne.
Bo to nie tylko „smutek” i „radość”.
To rozpędzone serce w środku nocy, tysiąc pomysłów na minutę i poczucie, że można wszystko ,a potem cisza, ciemność i pytanie: po co w ogóle wstawać z łóżka.
To ludzie, którzy mówią: „Przesadzasz, weź się w garść” ,a w tobie wojna trwa dalej.
W gabinecie często słyszę też:
„Nie chcę już tak żyć, ale boję się, że bez tego przestanę być sobą.”
I to też jest w porządku, że się boisz.
Bo choroba dwubiegunowa zabiera i daje naraz i trudno się z nią żegnać, nawet jeśli boli.
Tutaj, w tym miejscu, nie pytam: „Dlaczego tak masz?”.
Pytam raczej: „Co możemy zrobić, żebyś poczuł się bezpieczniej, kiedy znowu zacznie się ta jazda?”
I uczymy się razem: jak rozpoznać, kiedy wchodzi w górę, kiedy zjeżdża w dół, jak w porę złapać oddech.
Bo wbrew temu, co często myślisz:
Nie jesteś tą chorobą.
Nie jesteś ani tylko tą euforią, ani tylko tą rozpaczą.
Jesteś całością i warto się o nią zatroszczyć.